krótka refleksja

„W tej modlitwie powtarzamy po wielokroć słowa, które Dziewica Maryja usłyszała od Archanioła i od swej kuzynki, Elżbiety. Na tle słów: „Zdrowaś Maryja” dusza uzmysławia sobie zasadnicze wydarzenia (Tajemnice) z życia Jezusa Chrystusa… Modlitwa tak prosta i tak bogata. Z głębi mojego serca zachęcam wszystkich do jej odmawiania.” (Castel Gandolfo 1 X 1995, papież Jan Paweł II)

Różaniec, może nauczyć nas: rozważania, wyobrażania i poznawania tajemnic z życia Jezusa. Często odmawiając różaniec, bardziej skupieni jesteśmy na samej modlitwie Ojcze nasz, Zdrować Mario, a nie na samych słowach, które te modlitwy wyrażają, a często zdarza się też to, że zapominamy, że modlitwy są refrenem wobec tajemnic, które powinniśmy szczególnie rozważyć, modląc się na różańcu. Cenniejsza jest niekiedy ilość, niż fakt rozważania jakiejś tajemnicy. Oczywiście, podobnie jak różaniec tak też inne okazje, są rzeczywistą szkołą modlitwy i nie należy przejmować się, że coś może nam nie wyjdzie, że czegoś nie potrafimy. Modlitwa, to również kwestia zaufania Bogu, Któremu powinniśmy pozwolić się prowadzić.

Dla mnie modlitwa różańcowa, jest lekcją „ewangelicznej wyobraźni”. Rozważając poszczególne tajemnicę, przede wszystkim staram się najpierw w wyobraźni namalować obraz tej sceny, którą rozważam. Oglądając ją z różnych stron, staram się sobie wyobrazić: gdzie w niej jestem, co robię, co mówię, gdzie patrzę itd. Po takim krótkim wyobrażeniu sceny, wzbudzam w sobie intencję mojej modlitwy i odmawiam „dziesiątkę”. 

Chciałbym również was, zaprosić do stworzenia może nowej okazji do modlitwy, tym razem modlitwy obrazami. Poniżej umieszczam różne piękne obrazy, przedstawiające poszczególne tajemnice różańca. Może warto właśnie, spróbować oglądając poszczególne zdjęcia, zwrócić uwagę na to, jak autor tego obrazu, wyobraża sobie poszczególne sceny. Może, dzięki temu, rozważanie tajemnic różańca stanie się dla nas prostsze, ciekawsze, a modlitwa będzie oprócz spotkania z Bogiem, okazją do szczerej rozmowy. 

Mogę śmiało powiedzieć, że moja propozycja, nie jest przeze mnie wymyśloną, ale jest jedną z wielu form modlitwy, którą zna Kościół, a o której wspomina i proponuje św. Ignacy i wielu innych świętych. 

Modlitwa jest przede wszystkim dialogiem serc: serca człowieka z sercem Boga. W modlitwie nie chodzi tylko o zaangażowanie pamięci, rozumu, ale także wyobraźni i zmysłów: wzork, słuch, wewnętrzny dotyk, wewnętrzny smak. Dzięki temu, możemy całym sobą zaangażować się w ten szczególny proces, jakim jest modlitwa. Modlić się całym sobą. Kontemplowanie scen ewangelicznych polega na widzeniu osób, jednej po drugiej; słuchaniu tego, co one mówią; na patrzeniu na to, co one czynią…  Ostatecznie mamy wyciągnąć wnioski jaki to ma dla nas pożytek. 

„Kontemplacja może polegać też na spokojnym oglądaniu osób biorących udział w rozważanej Tajemnicy; na modlitewnym wsłuchiwaniu się w to, co one mówią; na wpatrywaniu się we wszystkie gesty, które czynią. Jest to więc pewna forma uobecnienia sobie kontemplowanej sceny ewangelicznej. W tym sposobie modlitwy chodzi najpierw o naszą obecność w rozważanej Ewangelii.”

Po takiej modlitwie: „ewangelicznej kontemplacji”, trzeba następnie przejść do osobistego życia. 

Należy: „Patrząc na święte osoby Jezusa, Maryję, Apostołów, słuchając wypowiadanych przez nie słów, obserwując całą kontemplowaną scenę, będziemy pytać siebie: Kim jest Jezus Chrystus? Jaki jest najgłębsza prawda o Nim? Co w moim życiu przeszkadza Mu zamieszkać we mnie? Do czego On mnie zaprasza? Jak winno się zmieniać moje życie pod wpływem Jego Osoby, Jego nauki, a zwłaszcza Jego śmierci i Zmartwychwstania?”

Na zakończenie modlitwy, możemy przeprowadzić potrójną rozmowę: 

1 – Matce Najświętszej przedstawić natchnienia, myśli i pragnienia, które zrodziły się w czasie modlitwy…

2 – powierzyć Jezusowi, a przez Jezusa Bogu Ojcu, wszystkie owoce naszej modlitwy…

3 – możemy prosić, uwielbiać, dziękować, przepraszać według naszych wewnętrznych odczuć i naszych wewnętrznych potrzeb…

napisałem w 2013 roku krótkie świadectwo o moim uczeniu się różańca

Pamiętam, jak niełatwą rzeczą było dla mnie wytrwać na różańcu. Jako bardzo młody chłopak, służąc jako ministrant bardzo często stawałem wobec dylematu, czy iść na różaniec, czy na nim zostać, czy może zaraz po Mszy Świętej uciec do zakrystii i pójść do domu. Wiele razy byłem przeszczęśliwy, gdy starsi koledzy pozwalali mi pójść z kadzidłem, bo to zawsze było jakieś zajęcie, które umożliwiało trochę „opuścić różaniec” (czy po to, by iść rozpalić kadzidło, czy pod koniec piątej dziesiątki wyjść do zakrystii, by przygotować znów kadzidło do okadzenia). Męczące było dla mnie, jako młodego człowieka przeklęczeć pięć dziesiątek i wytrwać do końca bez kręcenia się i znudzenia. Po jakimś czasie odkryłem, że im mniej się ruszam, tym mniej mnie bolą kolana. Więc to już było jakimś dla mnie sukcesem, że w czasie różańca przynajmniej nie towarzyszył mi ból, który często do tej pory bardzo zniechęcał mnie do uczestniczenia w tym nabożeństwie. Ale to nie był jedyny problem. Niekończące się odmawianie zdrowasiek nużyło mnie i często nie mogąc skupić myśli, rozglądałam się dookoła siebie, albo myślami byłem bardzo daleki. Było mi trochę głupio, że przez moją służbę ministrancką jestem tak często na różańcu, a tak słabo wykorzystuję szansę tej modlitwy. Okazuje się, że na wszystko przychodzi odpowiedni czas i miejsce, nawet na naukę różańca… Otóż nie pamiętam dokładnie co i jak to się stało, ale dzisiaj widzę jak rzeczywiście modlę się tą modlitwą. 

Po dziesiątce do końca…

Pamiętam jak kiedyś ktoś podkreślał, że w modlitwie nie chodzi o jej odmówienie do końca, zaliczenie, ale o staranne wypowiadanie słów tak, aby być ich bardziej świadomym. Później wielokrotnie bardziej skupiałem się na znaczeniu danego słowa, na rozważeniu go i odniesieniu modlitwy do konkretnych wydarzeń z życia. I tak każda „dziesiątka”, w sposób naturalny przypisana została do konkretnych spraw, intencji. Łatwiej było mi rozważając jakąś kwestie w życiu, pochylać się nad nią rozważając kolejną tajemnicę. Nie czynię nigdy niczego na siłę, lecz staram się, aby modlitwa przeprowadzała mnie przez kolejne wydarzenia, rodząc we mnie właściwe światło – odpowiedź, sugestię, jakiś cel. Każda dziesiątka odpowiada za jakieś sprawy, ludzi, rodzaj prośby czy jakąś kwestię duchową dotyczącą mojego życia. Dzięki temu zyskiwałem przekonanie do modlitwy, rozważałem coraz głębiej tajemnicę i powierzałem Bogu to wszystko, co krążyło po moich myślach. Często sprawy same pojawiają się w ciągu dnia, przez co odkrywam wewnętrzne przynaglenie, aby w jakimś momencie dnia zwyczajnie pochylić się nad daną tajemnicą i ją rozważyć. Dzięki temu przez cały dzień zbiera się wiele dziesiątek, a ja czuję, że modlitwa rzeczywiście przenika moja codzienność; nie ważne jest wtedy dla mnie to, czy akurat w ciągu dnia odmówiłem wszystkie tajemnice radosne, czy też nie.

Tajemnice nie są taką znów tajemnicą.

Kiedy jestem w kościele i wsłuchuję się jak ludzie z dziwną manierą odmawiają różaniec, zastanawia mnie co dla takich osób jest rzeczywiście ważne. Wielu księży, oprócz zapowiedzenia tajemnicy nie robi dalszego jej rozważenia, tylko od razu przechodzą do modlitwy. Zastanawia mnie, co w tym różańcu jest w takim razie najważniejsze. Przecież modlitwa jest akompaniamentem do tajemnicy, którą rozważamy, a nie na odwrót; rozważanie jest początkiem odmówienia kolejnych zdrowasiek. Tajemnica, jeśli jest rozważana, a potem w jakiś sposób odnoszona do naszej codzienności, to w ostateczności staje się wyzwaniem – wzorem postawy, którą możemy wprost realizować w swojej codzienności, albo możemy zaczerpnąć z niej jakąś duchową inspirację, która pozwoli wprowadzić w życie jakiś środek ubogacający. Dla mnie pochylenie się nad tajemnicą różańca, czy to radosną, światła, bolesną, czy chwalebną, jest zawsze okazją do kontemplacji rzeczywistego wydarzenia, zgłębienia go, poznania Jezusa, który albo jest w niej wprost obecny, albo przy którego udziale te rzeczy się dokonują. Tajemnica jest źródłem do uniesienia swojego życia, jakiegoś momentu i ofiarowania go Bogu, który ma moc przemieniania i czynienia dobra z wszystkiego. Dzięki tajemnicom świat biblijny staje mi się bliższy, a spotkanie z Chrystusem bardziej autentyczne i żywe.

Droga Maryi, kurs w życiu.

Maryja jako osoba stoi na czele wszystkich ludzi, nie tylko ze względu na to, że została wybrana, ale również przez to, jakiej swoim życiem udzieliła odpowiedzi. Jest Ona dla mnie wspaniałym wzorem: życia Słowem, życia we współpracy z łaską, rodzenia Jezusa, wypełniania woli Boga, zawierzenia, przyjmowania cierpienia, itd. Jej życie jest szczególną drogą, na której tajemnice stanowią kolejne, ważne przystanki. Dzięki temu tajemnice stają się punktami mojego życia, osiami przemian, drogowskazami. Każda tajemnica może zawierać w sobie opis niezwykłego działania Boga, ale również wyraźną odpowiedź, która jest wynikiem współpracy z łaską Bożą. Każdy z nas pochylając się nad tą tajemnicą, wydarzeniem wiary, może odnaleźć inspirację dla swojej codzienności oraz kształt dla konkretnej postawy. 

Dziś

Różaniec jest dla mnie trudną modlitwą, gdyż wymaga ode mnie konkretnej odpowiedzi. To już nie tylko kwestia odmówienia tej modlitwy, ale rozważenia i przyjęcia jej. Działanie jest sztuką współpracy z Bogiem, a codzienność daje wiele możliwości, aby różaniec stał się nieodzownym towarzyszem nie tyle jako modlitwa, co raczej jako program działania. Dziś staram się codziennie odmówić jakąś tajemnicę, rozważyć ją i wprowadzić w czyn. Nie tyle ofiarować płynące z niej łaski, co skupić się całym sobą na jakiejś sprawie i uczyć się od Maryi „nowego sposobu postępowania”. W wieku sytuacjach różaniec dopinguje mnie również, aby dzielić się z innymi duchowymi owocami tej modlitwy i kształtować postawy innych w duchu konkretnej tajemnicy. Obecnie tajemnicą, która szczególnie leży mi na sercu jest Zwiastowanie. To ona wyznacza cele działań, ale również wszelkie postawy względem każdego człowieka – daru mi ofiarowanego i zadanego.